...nazywają siebie chrześcijanami, a są to wilki w owczej skórze. Goethe Ktoś może się zastanawiać: czy nie ma jakiegoś sposobu aby pewnym ludziom będącym od początku do końca w błędzie, uświadomić, że to, co uparcie głoszą, nie ma związku z rzeczywistością i jest zwykłą nieprawdą? Zależy to od tego, czy ludzie ci są nią (prawdą) zainteresowani czy też nie. Jeżeli są to szczerzy adwersarze prawdy, wtedy nie powinno być problemu. Natomiast jeśli ich wypowiedzi są jedynie manifestacją ich uprzedzeń, niechęci czy wręcz urojeń, to będzie to bardzo trudne czy wręcz niemożliwe. Dlaczego? Dlatego, że wtedy mamy do czynienia z działaniem czy też mową, które swe życiodajne soki czerpią z zazdrości i podążającej tuż za nią nienawiści. Wtedy wszelka argumentacja staje się niepotrzebną stratą energii. Śrila Prabhupada, wielki znawca starożytnej kultury wedyjskiej, mówił, że jadowitego węża można poskromić specjalnymi mantrami albo ziołami, ale zazdrosnego człowieka nie da się uspokoić niczym. Obawiam się, choć chciałbym się mylić, że wszystko wskazuje na to, iż zionący jadem tekst "Wilki w owczej skórze" sytuuje autora i jego kompanów z redakcji "Konserwatysty" w tej drugiej kategorii zazdrosnych i nienawistnych istot. Dla bezstronnego czytelnika dowodem na to jest omawiany tekst sam w sobie, a jeżeli zrozumie się go w perspektywie historii środowiska kulturowego, z którego wywodzi się redakcja, wtedy wszystko staje się bardziej jasne. Wydawałoby się, że owi katoliccy redaktorzy strojący się w jaskrawe szaty stróżów moralności, religijności i wszystkiego co dobre jeszcze w człowieku pozostało, wycierający sobie co chwila gęby słowami miłość, Bóg wszechmiłosierny, bracia i siostry w duchu... etc., mogliby ostatecznie dostrzec w będących przeciw aborcji, przeciw wódzie i narkotykom, przeciw seksualnemu rozpasaniu krysznowcach, było nie było, sojuszników i mimo wielu różnic stworzyć wspólny front przeciwko prawdziwemu wrogowi jakim jest demoralizujący wszystko ateizm. Ale ta opcja wyrasta poza zaskorupiałe i skrępowane dziką zazdrością, nienawiścią (tak, tak... pod latarnią jest najciemniej) i fałszywą dumą możliwości ich pojmowania. Pan Piotr Hubert poza bredzeniem o Jedynym Słowie Bożym, o wymiotach przy przyjmowaniu eucharystii, szatanie i innych ciemnych mocach stojących za Hare Kryszna, nie jest w stanie nic zaproponować tym, których iloraz inteligencji lokuje się od dolnej granicy stanów średnich począwszy i potem wzwyż. Ale dlaczego pod latarnią bożej nowiny jest tak ciemno?... Chrześcijaństwo we wszystkich swych odmianach jest religią, w której fanatyzm, prześladowanie ludzi inaczej myślących w sposób bezwzględny, bez cofania się przed najgorszym okrucieństwem stały się i pozostają dominantami mającymi większe znaczenie niż w którejkolwiek innej religii. Eduard Meyer Nie wiadomo, czy krańcowa ignorancja czy buta tych ludzi powoduje, iż nie patrząc na promienną historię ich Kościoła dalej ukazują ten sam, znany tak dobrze z przeszłości, nastrój jedynej słuszności w imię której mordowano, palono żywcem, ścinano, wyrywano języki, wieszano, wyłupywano oczy, ucinano uszy i nosy, duszono, grzebano żywcem, żywcem rozpinano na krzyżach, bito do ostatniego tchu, rozstrzeliwano, uśmiercano mieczem i sztyletami. Poganie, Żydzi, czarownice, Albigensi, hugenoci, Łużyczanie, innowiercy, Indianie, muzułmanie, Afrykańczycy i wielu innych wszyscy padali ofiarą katolickiego Kościoła. Kościoła który do dzisiaj uporczywie wzbrania przed przyznaniem do tych zbrodni, lekceważąc tym samym pamięć milionów swoich ofiar. Jak pisze Karlheinz Deshner Przed Stalinem i Hitlerem nikt w Europie nie gardził tak bezwstydnie życiem ludzkim, nie pomiatał nim tak, jak czynił to chrześcijański Kościół, powołując się wręcz, co jest szczytem cynicznej przewrotności, na 'wolę bożą'. Gorąco zachęcam czytelników Konserwatysty, jak i Ciebie drogi Piotrze Hubercie, do poznania wielu niejawnych faktów dotyczących między innymi ojców Dominikanów z jakże bogatej w fakty i wydarzenia książki: Opus diaboli piętnaście bezkompromisowych esejów o pracy w winnicy pańskiej. Wydawnictwo URAEUS Gdynia 1995. A oto fragment zaczerpnięty z tej nad wyraz spektakularnej pracy: Chrześcijanie zawsze zwalczali się nawzajem, lżyli jedni drugich, oczerniali, już Paweł nazywał członków gminy pierwotnej psami, kalekami, określał ich jako kłamliwych apostołów, Piotr zaś w II Liście nazwał chrześcijańskich innowierców nierozumnymi zwierzętami, które z natury stworzone są tylko do tego, by je chwytać i pozbywać się ich. Zresztą już za czasów Konstantyna zwracano się przeciw niekatolikom. Zakazywano im nabożeństw, niszczono piśmiennictwo, grabiono kościoły, rabowano mienie i skazywano ich na banicję. Już w 385 roku w Trewirze katoliccy biskupi polecili po raz pierwszy ściąć innych chrześcijan z powodów wyznaniowych. Od Augustyna, prekursora łowców kacerzy, wiedzie prosta linia ku inkwizycji, ta zaś już w epoce Karolingów zainicjowała tworzenie specjalnych sądów biskupich i stopniowo doprowadziła do prześladowania sekt, z premedytacją rozpętała terror, który w ciągu następnych stuleci pozbawił życia niezliczone masy ludzi i który odnowił się w czasach faszystowskich, kiedy to nawet uczniowie Franciszka z Asyżu stali się ludobójcami, prowodyrami strasznych pogromów, komendantami obozów koncentracyjnych. Kulminacją zbrodni inkwizycji było wycinanie języków, duszenie, palenie na stosie, uprawomocnione najpierw w 1194 roku w Hiszpanii, a następnie we Włoszech, Niemczech, Francji i wreszcie także w Anglii. W bulli Ad extripanda z 1252 roku papież Innocenty IV przyrównał wszystkich chrześcijan niekatolików do zbójców i zobowiązał władców do tego, by winnych heretyków zabijano w ciągu pięciu dni. Dominikanie, uczniowie Tomasza z Akwinu, oficjalnego filozofa tego Kościoła, który sam domagał się wykluczenia ludzi dotkniętych zarazą ze społeczeństwa, zaczęli tresować psy do polowań na kacerzy i przez pół tysiąclecia przewodzili inkwizycji. I oto zaczęły się tortury, oblewanie wodą święconą, sadzanie na huśtawce, na rozżarzonych węglach, zakładanie butów hiszpańskich. Robiono znak krzyża i robiono miazgę z ludzi. Gdy zbierał się trybunał, odwoływał się do Ducha Świętego, po czym zezwalał na wszelkie oszustwa... Każdy katolik był zobowiązany składaną przez siebie przysięgą do prześladowania heretyków i musiał tę przysięgę powtarzać co dwa lata, rodzice musieli denuncjować dzieci, te zaś swoich rodziców, mężowie denuncjowali żony, a te ostatnie swoich mężów. Tak rozpoczęły się donosicielstwo, działalność konfidentów, szpiegowanie i zastraszanie, co pózniej bardzo rozwinęły nowoczesne państwa policyjne; tak rozpoczęło się na wielką skalę wymuszanie pozornej uległości i zarazem owo niepowtarzalne, ohydne połączenie strusiej polityki z obłudą, charakterystyczne odtąd dla mentalności narodów chrześcijańskich. Jakże tolerancyjne były w porównaniu z nimi kulty pogańskie! Jakże wspaniałomyślni bywali często sami Rzymianie wobec chrześcijan, którym po dziś dzień zdarza się w groteskowy sposób wyolbrzymiać zaciekłość doznanych prześladowań. Reskrypt Trajana z roku 112, który przesądza o stosunku do chrześcijan przez następnych sto kilkadziesiąt lat, nie zezwala na śledzenie ich ani też na anonimowe donosy. Albowiem byłby to zły przykład, niegodny naszej epoki. A tysiąc lat pózniej: jakiż postęp w obyczajowości czasów chrześcijańskich! Przy tropieniu kacerzy dopuszczalne jest wszelkie oszustwo. Ludzie są wszędzie podjudzani do polowań na heretyków, otwarcie zaszczepia się okrucieństwo. Dużo płaci się za miejsca w oknach z widokiem na stos, a wiernym, którzy zgromadzą drewno, zapewnia się odpust zupełny... No cóż, nasi dominikanie nadal kontynuują swoją robotę. Teraz zmuszeni są to robić w białych rękawiczkach. Kościół już nie jest tak potężny i bezkarny jak kiedyś... Michał Teodor Kownacki |
|||